Z początkiem 2021 roku temat opłaty reprograficznej powrócił do mediów ze zdwojoną siłą. Tymczasem aż 95% Polaków nie ma pojęcia, czym ona w ogóle jest i co oznacza w praktyce.
Opłata reprograficzna, inaczej nazywana podatkiem od smartfonów, nie jest w Polsce żadną nowością. Obowiązuje od ponad 25 lat i obejmuje producentów oraz importerów takich towarów jak np. kserokopiarki i skanery, a także papier do drukarek, płyty CD i DVD oraz pendrive’y.
W 2021 r. rząd pracował nad ustawą o statusie artysty zawodowego i powołaniu na jej podstawie Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych. W ramach tej właśnie ustawy rządzący planowali rozszerzenie opłaty i listy objętych nią towarów o smartfony, tablety, komputery, konsole i telewizory. W założeniu ma to być swego rodzaju rekompensata dla artystów, producentów i wydawców, których dzieła mogą być powielane za pomocą objętych opłatą urządzeń. Pieniądze z podatku mają zasilić wspomniany Fundusz.
Inicjatywę gorąco popiera ZAiKS, który domaga się także podniesienia maksymalnego progu opłaty z 3% na 6%. W praktyce może to oznaczać wzrost cen tych produktów nawet o kilkaset złotych. Minister Kultury Gliński zapewniał, że sprzęt cyfrowy w Polsce ma najwyższe ceny w Europie, w związku z tym znajdzie się w nich miejsce także na dodatkową opłatę bez wpływu na konsumentów.
Jednak jeśli przyjrzymy się tym samym produktom na rynkach już objętych opłatą reprograficzną i porównamy je z polskimi cenami, zauważymy, że Polacy za sprzęt płacą zdecydowanie mniej, np. cena smartfona Samsung A30s w Polsce w 2021r. wynosiła równowartość 190 EUR, na Węgrzech – 251 EUR, a w Niemczech – 276 EUR.
Zdj. główne: Rahul Chakraborty/unsplash.com